#7 Niedzielny obiad

W codziennym zabieganiu dnia roboczego można sobie pozwolić na pewne kompromisy. Na przykład ograniczyć obiad do jednego tylko dania z lokalu o nazwie tavola calda (co dosłownie oznacza gorący stół i jest czymś w rodzaju naszego garmażu). Albo złapać gotową kanapkę panino w barze i popić ją szybkim espresso. Jednak niedzielny obiad – po włosku pranzo della domenica – to prawdziwy rytuał, który mimo zachodzących we włoskim społeczeństwie zmian, pozostaje ważny i celebrowany. Właśnie wtedy cała familia, najlepiej pod przewodnictwem uwielbianej babci, gromadzi się przy stole, by niespiesznie konsumować kolejne potrawy. Porządek niedzielnego obiadu znajduje również odzwierciedlenie w kartach dań włoskich restauracji, dlatego warto go zrozumieć i, gdy nadarzy się okazja, dać się mu ponieść. 

Po pierwsze, primo… Ale nie w tym wypadku!. Zanim będziemy gotowi na pierwsze danie, powinniśmy odpowiednio rozgrzać nasz układ trawienny i pobudzić kubki smakowe. I tu z pomocą przychodzą nam antipasti, czyli przystawki. Nazwa antipasto sugeruje nam wprost, że powinniśmy je spożywać przed posiłkiem, ponieważ przedrostek anti- oznacza “przed” a słowo pasto, to właśnie posiłek. Spotkaliśmy je już zresztą wcześniej w odcinku o porach posiłków, gdy dzieliłam się z Wami swoim zdziwieniem na widok ogłoszeń, w których proszono o kontakty w porze posiłków, czyli “nelle ore dei pasti”. 

Czym najlepiej rozgrzać swój żołądek nim niedzielny obiad wystartuje na dobre? W tej roli doskonale sprawdzają się deski lokalnych serów i wędlin, wszelkiego rodzaju panierowane przysmaki (tzw. fritto misto) – od ryb i owoców morza, przez kulki mozzarelli po kwiaty dyni.i faszerowane oliwki  Do klasyków należą też grillowane warzywa czy prosciutto e melone, czyli kawałki melona owinięte plastrami surowej szynki. Wybór jest przeogromny i wszystko to jest przepyszne, ale ani na chwilę nie należy zapominać, że pranzo di domenica to nie sprint, ale bieg zdecydowanie długodystansowy i warto mierzyć siły na zamiary pamiętając, że przed nami jeszcze kolejne etapy tego obiadowego wyścigu.

Po zaostrzeniu apetytu przystawkami, jesteśmy gotowi na pierwsze danie, czyli primo. Może się zdarzyć – raczej zimą niż latem – że będzie to zupa, jednak zdecydowanie częściej stanie przed nami porcja makaronu lub risotto. Makaron może przybrać formę pastasciutta., co dosłownie znaczy “suchy makaron” i może wprowadzać w błąd, bo przecież po wymieszaniu z sosem makaron suchy już nie jest. Nazwa ta nawiązuje bowiem do tego, że po ugotowaniu w wodzie makaron odcedzamy a zatem, zanim wymieszamy go z sosem, jest on właśnie suchy. Pastasciutta przygotowuje się tuż przed podaniem i najlepiej uporać się z całą ugotowaną porcją od razu, ponieważ taki makaron zdaniem włoskich smakoszy następnego dnia zupełnie nie nadaje się do jedzenia – nie jest już al dente, wchłania cały sos i nieprzyjemne się skleja. Tę filozofię dobrze oddaje włoskie przysłowie “Chi conserva per l’indomani, conserva per il cane” oznaczające “Kto zostawia na jutro, zostawia dla psa” a jak wiadomo, przynajmniej w powszechnym mniemaniu, większość psich amatorów włoskiej kuchni potrafi być  niezwykle  wyrozumiała względem ewentualnych niedoskonałości serwowanych w psiej misce potraw 😉

Z dużym prawdopodobieństwem jednak makaron na pranzo della domenica będzie zapiekany. Pasta al forno – w postaci na przykład dużych płatów lasagne, rurek cannelloni czy dużych muszli conchiglioni – to jedno z najchętniej przyrządzanych przez Włochów dań na niedzielne i świąteczne obiady w rodzinnym gronie Jego przygotowanie wymaga nieco więcej pracy i czasu niż w przypadku większości pastasciutta, ale ma tę zaletę, że po podgrzaniu również smakuje wybornie, zatem nie ma ryzyka, że coś się zmarnuje. 

Uważajcie jednak, by nie przesadzić z cannelloni, choćby były najpyszniejsze, bo gwóźdź programu dopiero przed nami! Po primo przychodzi bowiem pora na secondo, czyli drugie danie. I tutaj zdziwi się ten, kto liczy na nieśmiertelne trio: kotlet, ziemniaczki i surówka, ponieważ we Włoszech ziemniaki nie mają tej uprzywilejowanej pozycji, którą cieszą się w naszym kręgu kulturowym. W Italii ziemniak musi rywalizować o względy z innymi warzywami trafiając na listę tak zwanych contorni, czyli dodatków do drugiego dania. Nawiasem mówiąc często z rywalizacji wychodzi zwycięsko trafiając również w miejsca, w których byśmy się go nie spodziewali, czyli na pizzę (w postaci plastrów lub frytek) albo jako dodatek do dań z makaronu. 

Pierwsze skrzypce w niedzielnym secondo gra natomiast mięso lub ryba. Z atmosferą świątecznego posiłku najbardziej Włochom kojarzy się grillowany kurczak, cielęcina lub królik ewentualnie różne gatunki ryb przyrządzane najchętniej w papilotach. Oczywiście, te ogólnowłoskie tendencje mogą różnić się na poziomie regionów – na przykład w regionie Marche na świątecznym stole możemy liczyć na kaczkę a na Sardynii na baraninę. W rodzinach kultywujących włoską tradycję kulinarną raczej nie mamy co liczyć natomiast na dania wegetariańskie. We Włoszech, podobnie zresztą jak w Polsce, przez wieki produkty mięsne  były trudno dostępne i uważane za luksusowe, więc dokładano wszelkich starań, by pojawiły się na stole w niedziele i święta. 

Oczywiście, pranzo della domenica nie kończy się na drugim daniu. Obowiązkowo przychodzi kolej na dolce, czyli deser. W tej kategorii mamy do wyboru różnego rodzaju ciasta, czyli torte, kremowe desery, które wymagają użycia łyżeczki, czyli dolci al cucchiaio – takie jak tiramisù, któremu przyglądaliśmy się w poprzednim odcinku Apetytu – oraz  sałatkę owocową o intrygującej nazwie macedonia. Natrafiłam na dwie teorie wyjaśniające pochodzenie nazwy tej sałatki, składającej się z pokrojonych w kawałki owoców, przyprawionych odrobiną cukru i soku z cytryny. Pierwsza z nich wskazuje na region Macedonii na Półwyspie Bałkańskim,który zamieszkiwały ludy różnych wyznań i o różnym pochodzeniu etnicznym – stanowiły one miks, który kojarzy się z wielokolorową sałatką z owoców. Druga teoria jest nieco makabryczna. Zgodnie z nią Macedonia to imię służącej, która nawiązała romans z mężem swej pani za co ta ostatnia ukarała ją obcięciem języka, który następnie pokroiła na drobne kawałki (tak jak kroimy owoce do macedonii) i wrzuciła do morza. 

Uff! Po stawieniu czoła tym wszystkim daniom (i historiom z nimi związanym), pora na kawę. Myślę, że rozumiecie już, co miałam na myśli, mówiąc w odcinku poświęconym kawie, że po zmierzeniu się z włoskim obiadem, raczej nie zmieści nam się już nic więcej niż klasyczne caffè normale 🙂 Warto natomiast zwrócić uwagę na miejsce kawy w tym wieloetapowym wyścigu – jest ono właśnie po deserze a nie podczas niego, dlatego jeśli macie zwyczaj picia kawy do deseru, zaznaczcie to wyraźnie podczas składania zamówienia w restauracji, ponieważ dla włoskiego kelnera nie będzie to oczywiste. Nie spodziewajcie się również, że ktoś Wam zaproponuje kawę przed posiłkiem, na przywitanie, jak to się czasem czyni w polskich domach. We Włoszech każdy element posiłku ma ściśle wyznaczone miejsce i kawę serwuje się właśnie na koniec, by pobudziła nas do działania i wspomogła trawienie. 

Po szczególnie obfitym posiłku sama kawa do pobudzenia trawienia może nie wystarczyć, Jeśli szokuje Was nieco, że tak wiele uwagi poświęcam tak przyziemnej kwestii jak trawienie, zwłaszcza podczas rozmowy o rozkoszach podniebienia, spróbujcie się do tego przyzwyczaić, gdyż we Włoszech trawienie nie jest tematem tabu. Wręcz przeciwnie – porusza się go często i chętnie i jakoś tak naturalnie wynika z rozmów o jedzeniu. Zresztą właśnie ostatni etap świątecznego posiłku nosi nazwę digestivo od czasownika digerire, czyli właśnie trawić. Digestivo to kieliszek czegoś mocniejszego – na przykład słynnego likieru cytrynowego limoncello czy wytrawnego ziołowego amaro. Jeśli zdecydujecie się na zamówienie wielodaniowego posiłku w restauracji, bardzo możliwe, że kieliszeczek digestivo dostaniecie już na koszt właściciela lokalu. 

Komuś, kto na co dzień stara się dbać o linię albo choćby zwyczajnie nie przejadać, stawienie czoła włoskiemu pranzo della domenica może wydać się wyzwaniem ponad jego siły. Pamiętajmy jednak, że taki niedzielny obiad to przede wszystkim okazja do spotkania przy stole i rozmowy z bliskimi – nikt się nigdzie nie spieszy, zatem posiłek można celebrować przez kilka godzin, podając kolejne dania, gdy wszyscy nabiorą na nie ochoty. Poza tym, jak w przypadku innych dyscyplin sportowych – trening czyni mistrza 🙂 Ja zauważyłam, że zawsze osiągam dużo lepsze wyniki po co najmniej dwóch tygodniach pobytu we Włoszech, podczas gdy zaraz po przyjeździe z Polski potrafię dostać zadyszki już na etapie antipasti. 

Włoskie słowa i wyrażenia, które pojawiły sie w odcinku:

tavola calda
panino
pranzo della domenica
antipasti
pasto
nelle ore dei pasti
fritto misto
prosciutto e melone
primo
pastasciutta
Chi conserva per l’indomani, conserva per il cane.
pasta al forno
lasagne
cannelloni
conchiglioni
secondo
contorni
dolce
torte
dolci al cucchiaio
macedonia
digestivo
digerire
limoncello
amaro

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *