Dlaczego Włosi jedzą kolację na śniadanie i mówią, że robią choć nie ma prawie nic do roboty? Albo dlaczego ten sam rogalik każe się nazywać inaczej na Północy a inaczej na Południu? Kim są wreszcie Polka z Ankony i Polka z Aversy? Jeśli dolce vita zaczyna się od słodkiego śniadania to Włosi opanowali sztukę słodkiego życia do perfekcji. Pójdźmy zatem w ich ślady!

Zamieszanie ze śniadaniem zaczyna się już na poziomie nazewnictwa – śniadanie to po włosku colazione (na marginesie nasza kolacje to po włosku cena). Jak pamiętacie być może z odcinka o porach posiłków, sytuacja robi się jeszcze bardziej zagmatwana, gdy zaczynamy drążyć dlaczego tak jest – etymologicznie colazione i kolacja nawiązują do wspólnego posiłku, w którego przygotowaniu każdy z ucztujących miał swój udział i któremu towarzyszy rozmowa. Tylko, że zarówno Włosi jak i Polacy używają tego słowa całkiem przewrotnie akurat na określenie posiłku, który najczęściej najmniej ma wspólnego z biesiadowaniem i do którego, przynajmniej w tradycji obu krajów, przywiązuje się najmniejszą wagę. Wiele osób w Polsce kultywuje przekonanie, że kolacja powinna być lekka i jadana wcześnie (najlepiej przed 18:00), zatem o biesiadowaniu nie ma mowy. A jak wygląda sytuacja włoskiej colazione?
Jeść śniadanie to po włosku fare colazione, czyli dosłownie “robić śniadanie”, chociaż tak naprawdę przy tradycyjnym włoskim śniadaniu niewiele jest do roboty. Zapomnijcie o talerzach uginających się pod ciężarem serów i wędlin, jajach w kilku odsłonach czy skwierczących kiełbaskach. Jeśli przyszło Wam rozpocząć dzień we Włoszech, na pewno bez problemu zdobędziecie kawę i z dużym prawdopodobieństwem będzie jej towarzyszyć coś słodkiego. I tyle.
Jeśli mieliście to szczęście, że poprzedni dzień skończyliście również we Włoszech (czyli nie przylecieliście tam przed chwilą pierwszym porannym lotem), poranny głód nie będzie pewnie zbyt dokuczliwy a Wasz organizm być może wciąż będzie zajęty przetrawianiem doznań kulinarnych z poprzedniego wieczoru. Włoskie kolacje, zwłaszcza gdy odbywają się w kontekście towarzyskim, bywają wielodaniowe i bardzo angażujące, zarówno ducha, jak i ciało 😉 Wyjaśnia to nieco dlaczego w Italii śniadanie nie jest uznawane za najważniejszy posiłek dnia, jest traktowane nieco po macoszemu a przez wielu (z profesjonalnymi dietetykami włącznie) wręcz pomijane.
I właśnie pominięcie śniadania najpewniej doradzą Wam Włoscy znajomi, jeśli obudzicie się późno i święta pora obiadu widnieje już na horyzoncie. Jak wiemy, pausa pranzo jest praktycznie nieprzesuwalna zatem nie ma sensu napychać sobie żołądka słodkościami, jeśli za chwilę czekają na nas co najmniej primo (pierwsze danie) i secondo, czyli danie drugie.
Jeśli jednak zdołacie opuścić objęcia Morfeusza odpowiednio wcześnie, czekają na Was prawdziwe rozkosze podniebienia, do których będziecie później wzdychać tęsknie wspominając Wasz pobyt w Italii. Cóż to takiego?
Po pierwsze – kawa. Absolutna podstawa włoskiego śniadania! Dźwięk kawy wznoszącej się pod ciśnieniem w postawionej na kuchence kawiarce jest chyba jednym z najbardziej włoskich dźwięków, jakie możemy sobie wyobrazić! Wiemy już, że kawa we Włoszech niejedno ma imię i tak też jest podczas colazione. Śniadanie to ten moment dnia, gdy w temacie kawy wszystkie chwyty są dozwolone i nikt nie spojrzy się na Was krzywo, jeśli Wasz wybór padnie na cappuccino czy latte macchiato (co może się zdarzyć, jeśli zamówicie tak mleczne kawy po obiedzie czy kolacji).
Po drugie – spremuta, czyli świeżo wyciskany sok z pomarańczy lub grejpfrutów (bo spremere to właśnie wyciskać). Szczególnie smakuje w miesiącach zimowych, bo sezon na cytrusy we Włoszech trwa od grudnia do marca (nieprzypadkowo Święta Bożego Narodzenia kojarzą nam się z mandarynkami importowanymi z południa Europy).
Po trzecie, jeśli jemy śniadanie w barze, jak często czynią to Włosi – rogalik lub inne ciastko, koniecznie słodkie, pachnące i tuczące 🙂 Przy rogaliku sprawa zaczyna nam się znów nieco komplikować językowo, ponieważ ten sam rogalik inaczej każe na siebie mówić na Północy a inaczej na Południu. Podczas gdy w Neapolu porannej kawie towarzyszyć będzie cornetto, w Mediolanie jego miejsce zajmie brioche. W praktyce oba ciastka będą wyglądać podobnie i nijak się mają do formalnej różnicy między wypiekami o tych nazwach. Jakby tego było mało na Sycylii brioche będzie oznaczał okrągłą puszystą bułeczkę, w której możemy dostać… lody albo granitę (również w porze śniadania).
Ale wracając do rogalików – nie oceniajcie ich powierzchownie, bo liczy się przede wszystkim wnętrze (no chyba że jesteście miłośnikami tych bez nadzienia – takiego rogalika określa się mianem vuoto,czyli pusty). Jeśli jednak, tak jak ja, przepadacie za rogalikami z nadzieniem, możecie wybierać między innymi pośród: cornetto (lub brioche w zależności od tego, gdzie śniadacie) alla crema, czyli z aksamitnym kremem budyniowym, al cioccolato, czyli z nadzieniem czekoladowym, alla nutella (tego chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć), alla marmellata (z marmoladą, często morelową, czyli di albicocche) i wreszcie prawdziwy rarytas, który najłatwiej spotkać na Sycylii, czyli cornetto al pistacchio – z obłędnym kremem pistacjowym.
Oczywiście, poza rogalikami we włoskim barze, możecie wybierać również spośród innych rodzajów ciastek. Nie bądźcie zdziwieni, jeśli o poranku barista zapyta Was czy macie ochotę na pastę – nie będzie to ani żart ani prowokacja. Po prostu słowo pasta oznacza po włosku różne rodzaje ciast – w tym ciasto na makaron i ciasto na słodkie wypieki i przyjęło się powszechnie jako określenie słodkich ciastek, które u nas określa się mianem słodkich bułek lub drożdżówek (w dużym uproszczeniu, bo jednak tradycje cukiernicze obu krajów różnią się od siebie dość znacząco).
Na szczególną uwagę zasługują natomiast natomiast dwa warianty lokalne takich słodkich past, które mają swoje korzenie w Ankonie i w miejscowości Aversa. Oba te ciastka określane są bowiem nazwą polacca, czyli… Polka! Jak do tego doszło? Otóż prawodpodobnie polacca anconiana zawdzięcza swą nazwę polskim żołnierzom, którzy szczególnie upodobali sobie ten wypiek a polacca aversana zawdzięcza popularność we Włoszech zakonnicy z Polski, która wspaniałomyślnie podzieliła się przepisem z lokalnym cukiernikiem. Faktycznie, jeśli poszukacie zdjęć przedstawiających słodką Polkę z Aversy, zdaje się ona wyglądać dość znajomo…
A co możemy zrobić, jeśli planujemy pobyć w Italii dłużej a nie planujemy zmieniać w tym czasie rozmiaru ubrań (czym może grozić jedzona codziennie i bez umiaru colazione all’italiana w barze)? Moja ulubiona zdrowa wersja włoskiego śniadania to jogurt i sezonowe owoce. Szczególnie chętnie sięgam po włoskie melony (nigdzie nie smakują tak jak tam!), brzoskwinie, winogrona czy figi (najlepiej prosto z drzewa). Bez problemu w hotelowych bufetach znajdziecie również mleko czy płatki śniadaniowe.
Czy nie ma Włochów, którzy preferują słone śniadania? Zapewne są, bo żyjemy w świecie coraz bardziej zglobalizowanym. Jako, że jest to subiektywny przewodnik, powiem Wam, że ja na swojej drodzy miłośników słonego śniadania z Italii spotkałam bardzo niewielu a ci nieliczni, którzy się trafili albo byli na stałe związani z kimś z innego kraju albo spędzili dłuższy czas za granicą. Natomiast z mojej obserwacji wynika, że nawet liczne podróże czy znajomość obcych języków i kultur nie wpływają na przełamanie tego tabu – szczególnie zapadł mi w pamięć w tym kontekście mój znajomy Lorenzo, krytyk filmowy biorący udział w festiwalach na całym świecie, który żalił się, że w jego łódzkim hotelu wędliny podawane są tylko na śniadanie i choć przyznał, że wyglądają bardzo apetycznie i ślinka mu cieknie na sam ich widok, nie zdołał się przełamać, by o tej porze dnia sięgnąć po wytrawne przekąski.
Włoskie słowa i wyrażenia, które pojawiły się w odcinku:
colazione
cena
fare colazione
pausa pranzo
primo
secondo
cappuccino
latte macchiato
spremuta
spremere
cornetto
brioche
vuoto
alla crema
al cioccolato
alla nutella
alla marmellata (di albicocche)
al pistacchio
barista
pasta
polacca anconiana
polacca aversana
colazione all’italiana